Romania! 4948 km przygody.... - Dzień siódmy

14. 09. 21
posted by: Sebastian
Odsłony: 31232

Spis treści

 

 23.09.2014 dzień nr 7

        No i sobota. Dzień ataku na jedna z najciekawszych dróg w Europie. Na dworze chłodno, mokro po całonocnej burzy, mimo to wczesnie zbieram się do wyjazdu. Sprawne pakowanie, pobudka reszty okolicznych zgredów, smarujemy keta i dzida. Pogoda tym razem taka sobie, trochę pizga, miejscami wygląda, jak by miało popadać, nie wróży to najlepszych widoków na trasie. Nic, jedziemy.

 Transfogarska

    Wjeżdżając na drogę 7C w wyobraźni miałem surową drogę po odludziach, prawie zerowy ruch, przejazd przez jakieś zapomniane miejsce na końcu świata. No i zdziwko.Transfogaraska mimo tego, że raczy nas widokami gór, które nie pozwalają na wyduszenie nic więcej poza : "Wooow, wielkie wooow! ", w przypadku Polaków może jeszcze pełnego podziwu "o Kurwa!" , to jak dla mnie brakuje jej troszkę klimatu. Zaraz będzie bura od fanatyków tego szlaku, ale dla mnie ma on jedną poważną wadę, tą samą co kanion Bicaz : po chamsku wbija się tam komercja w odpustowym stylu.

W każdym ciekawszym miejscu pojawiają się odpustowe budy, nad tamą wymalowana reklama Cersanita, do tego duży ruch i pełno weekendowych turystów w drogich furach ( i udających takie) stających przy każdej byle atrakcji tamując ruch i tłumnie waląc foty lustrzankami i srajfonami. Tyle bólu dupy, pomijając już te wady cała reszta już zaczyna niszczyć system widokami.

Miejsca nie skażone komerą sa przepiękne, do tego oferują zazwyczaj dobry asfalt, masę zakrętów i banana nie mieszczącego się pod kaskiem (wskazany szczękowiec). Warto sie zatrzymać w jakiś spokojnym miejscu żeby naciszyć się widokami, bo niestety bardzo szybko lądujemy w miejscowości Cartisoara i zabawa się kończy.

Transalpina

   W sumie zabawa się nie kończy, bo moim zdaniem droga 7C to tylko rozgrzewka przed legendarną 67C. Teraz zostaje mi tylko dotrzeć na start Królowej Dróg, znaleźć miejsce na biwak i w niedzielny poranek zaatakować ją z pełnią sił. Pogoda zaczyna mi się trochę sypać, pada mżawka na zmianę z lekkim deszczem. Postanawiam wyrwać się spod niedobrej chmury i lecę przez Sibiu do Sebes, skad mam zamiar skręcić na Transalpine. Chcąc troche skrócić dojazd pakuję się w skrót kierujący na moją drogę i... po kilku km jadę polną drogą pnącą się mocno w górę, jak by tego było mało bardzo kamienistą i powoli dogania mnie deszcz. Na szczęście po ok 1.5km spotykam motocyklistę na malym enduraku, do tego zna niemiecki, jest ratunek. Okazuje się, że da sie tedy dojechać, ale droga jest coraz gorsza i decyduję się wrócić z nim do ostatniej miejscowości skąd pokazuje mi właściwą drogę z świetnym asfaltem i winklami. Przy okazji widzę do czego jest zdolna przyroda w tym rejonie wymijając osuwiska zasypujące prawie całą szerokość drogi.Robi się ciekawie.

   Jest już dobrze po 16, zatrzymuję się na pizze w przydrożnej restauracji i ruszam na poszukiwania miejsca do spania, nie chce znowu szukać miejscówy w nocy. Po kilku kilometrach jest, skręcam w polną drogę i docieram do małej polanki położonej nad strumykiem między kilkoma wysokimi sosnami. Piękna trawka, miejsce na ognisko, czysty strumyczek i nawet ktoś zrobił haczyk na drzewie, by było gdzie skitrać jedzenie przed niedźwiedziami, dzika miejscówa na pięć gwiazdek. Jedyny minus, że telefon nawet nie da rady nawiązać połączeń alarmowych, zero zasięgu. Zmęczony po jeździe zasypiam dość szybko, noc jest ciepła (podejrzanie), nic więcej mi nie trzeba. Aż do ok godz. 22, kiedy budzi mnie burza, jakiej jeszcze nie widziałem. I cichnie dopiero ok 3-4 nad ranem. Sam fakt burzy mało by mnie ruszał, gdyby nie fakt, że spałem pod strzelistymi sosnami, w miejscu niewidocznym z drogi i bez zasięgu. Gdyby któraś postanowiła się przewrócić byłoby mało ciekawie :)

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież


Powered by JS Network Solutions