Romania! 4948 km przygody.... - 24.09.2014

14. 09. 21
posted by: Sebastian
Odsłony: 31197

Spis treści

 

24.09.2014 Dzień 8- Transalpina po burzy

 

    Poranek mimo ciężkiej nocy przynosi kolejny piękny dzień. Po wytoczeniu się z namiotu pierwszy widok- spory pies pasterski spokojnie leży niedaleko mnie i uważnie obserwuje sutuację. W jego tle kilka krów- nie dziwi mnie już ten obrazek, w Rumuni krowy rano same wychodza na pastwiska, wieczorem równiez same wracają do domu a nad całością zazwyczaj czuwa wielki owczarek, norma.  Okolica po burzy wygląda całkiem ciekawie- brzeg rzeki teraz jest z metr bliżej namiotu, na wyjeździe ogromna kałuża, rollbag zmienił się w całkiem pojemny bukłak. Mało tego- arbuz, o którym zapomnaiłem zgerował i cały teraz śmierdzi arbuzowym winem-super. Nieważne- trza się pakować,pokonać wspomnianą kałużę i ruszyć dalej z nadzieją, że Transalpina została przejezdna.

Przełęcz urdele  

Pierwszy cel na dzisiaj to wspiąć się na przełęcz Urdele. Po drodze mijam kilka powalonych drzew, kawałek dalej ludzi suszących namioty po nocnej burzy, temperatura powietrza też nie rozpieszcza. Rozpieszczają natomiast coraz piękniejsze widoki.

Transalpina, mimo, że wydaje się mniej malownicza od Transfogaraskiej moim zdaniem w pełni zasługuje na miano Królowej Dróg. Nie ma tutaj tyle komercji, cała droga jest dużo bardziej surowa, dzika, z innej bajki.

    Ten piękny obrazek psują tylko festyniarskie stragany na przełęczy i zagraniczne kampery, których kierowcy uznali, że to super miejsce na nocleg.

Mimo to, Transalpina jest przepiękna. Co lepsze- atrakcje znajdą tutaj kierowcy sportów jak i Advenczerów- piękny asfalt za kolejnym zakrętem może zmienić się w krajobraz księżycowy lub ustąpić miejsca szutrowi. Sam widok z przełęczy Urdele bije wszystko, co dotychczas widziałem, wrażenie potęgują jeszcze bardziej chmury przelewające się nad szczytem-bajka!

   Mimo tego, że miejsce urzeka widokami, trzeba jechać dalej-chcę dotrzeć nad Dunaj i zobaczyć głowę Decebala wykutą w skale.

 Przełom dunaju

   Po opuszczeniu legendarnej drogi 67C jadę w kierunku miasta Craiova skąd mam zamiar kierować się na Calafat. Im dalej na południe, widać coraz większą biedę. Jadąc drogą z Craiovej do Calafatu zastanawiam się, gdzie ja się pakuje, każda poważniejsza awaria będzie tu wielkim problemem. Drogi coraz słabsze, trawa zmęczona Słońcem, domy jak z meksykańskich filmów, ciekawie się zapowiada. Sytuacja zmienia się, po dojechaniu nad Dunaj. Wracają piękne widoki, drogie auta, pojawiają się pensjonaty.

   Jadąc obok rzeki, docieram pod rumuńską odpowiedź na hamerykańskie trzy głowy wykute w skale. Robi to wrażenie. Niestety- muszę jechać dalej-szukać noclegu. Ciężko z miejscem na dziko, pensjonaty za pokój wołają od 100 do 300 lei (!), widmo szukania kawałka trawnika za rogiem po ciemku coraz wyraźniejsze. Na szczęście znajduję ekipę łowiącą ryby nad Dunajem, która zagadnięta o miejsce pod namiot zaprasza mnie do dołaczenia do nich. Rumuńska życzliwość w czystej postaci- pomagają w rozbicu namiotu, częstują winem, jedzeniem z grila i wspaniałym towarzystwem. Reszta wieczoru schodzi nam na wspólnym biesiadowaniu.Kolejny udany dzień za mną.

 

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież


Powered by JS Network Solutions