Romania! 4948 km przygody.... - Dzień szósty

14. 09. 21
posted by: Sebastian
Odsłony: 31219

Spis treści

22.09.2014 Dzień nr 6

    Piątkowy poranek jest troche inny od reszty. Noc jakby nie była taka chłodna jak zazwyczaj, do tego z namiotu mam piękny widok na wschodzące słońce - nie pozostaje nic innego jak przywitać dzień kąpielą w ciepłym morzu. Piękna sprawa obudzić sie na plaży i za chwile wskoczyć w fale na pobudkę. Tym bardziej, że rano Vama Veche nie ma nic wspólnego z tym, co działo się tu przez cała noc. Zero ludzi, cisza,prawdziwa dzika plaża. Z daleka jedynie słychać tylko już mocno stłumioną muzykę. Pakuje sie w jakiś ciuch, klapki i ide upolować coś na śniadanie. Po drodze widać tylko drzemiących niedobitków przy klubowych stolikach czy hamakach, generalnie spacer jak po mieście w miesiąc po apokalipsie zombie. Znajduje jakiś sklepik, na progu sprzedawca drzemie skulony z telefonem w łapie, wyboru za bardzo nie ma, nie ryzukuje wynalazków i kupuje 3  7daysy, butelke wody i spadam zwijać obóz po drodze podziwiając marsz żywych trupów powoli zbierajacych sie do powrotu z imprezy.

    Na miejscu zaczynam składać swój domek, po kompanach wczorajszego wieczora nie ma już śladu, wyruszyli o świcie bo mieli słuszne jak na Rumunie 800km do pokonania tego dnia. Chwile potem ruszam i ja, chociaż troche mniej ambitny kilometraż mam na dzisiaj. Z początkowych planów odwiedzin Bułgarii rezygnuję, tym bardziej, że wczoraj poznani znajomi stanowczo odradzali ze względu na tragiczne oznakowanie (a mam tylko mapy na papierze) i ogólny brak atrakcji poza Złotymi Piaskami. Plan jest taki, że lecę prosto na Bukareszt a potem staram się dotrzeć pod Transfogaraską i tam poszukać kimy. Od słów do czynów trochę zadupiami dobijam się do autostrady A2 i cisne prosto na stolyce zobaczyć Pałac Narodów. Fakt faktem, autobahny nie lubia, ale ta rumuńska nie jest taka zła, są czyste parkingi, dobry asfalt i mały ruch, jedynie smerfy suszą dość często. Dodatkowy atut, że jedzie sie na lajcie, a ja po wieczornym kebsie (podejrzanym mocno) troche ciulato sie czuje. Na tyle ciulato, że robie se przerwe i ucinam drzemke na autostradowym parkingu. Na kolejnym przy okazji tankowania zapominam telefon na krawężniku. Pierwszy zjazd i szybki nawrot, po 20 minutach jestem spowrotem, telefon leży tam gdzie leżał, sukces.

Bukareszt

   W końcu dobijam do Bukaresztu, ruch spory ale nie ma tragedii, dodatkowo bez gps'a udaje mi się trafić pod Pałac Narodów. Zatrzymuję się na dupnym parkingu kawał od pałacu a i tak ciężko zmieścić go całego w kadrze. Mieli rozmach szkurwyszyny... Oglądam troche te cudo, robi wrażenie ale jakoś nie mój klimat, spadam w kierunku tego, co tygryski lubią najbardziej- legendarnych dróg 7C i 67C. Chce dojechać dzisiaj jeszcze do miasta Curtea de Arges, jedno z najpiękniejszych miast jakie spotkałem na drodze, w dodatku z nadzieja na normalne sklepy, spanie i restauracje. Podniszczony upałem, zdradzieckim kebsem i kupą kilometrów postanawiam na tą noc wynająć pokój (50 lei) żeby pozbierać się porządnie do wjazdu na dwie najważniejsze drogi mojej wyprawy. Przechodze do cywila (znaczy zrzucam kombinezon) i ide w miasto pozwiedzać, coś wszamać i przy okazji uzupełnić zapasy. Jak sie okazuje, pokój był dobrym posunięciem, bo wraz z powrotem późnym wieczorem przywędrowała solidna burza, po której na bank miałbym rano łóżko wodne w moim namiocie za 80zł...

 

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież


Powered by JS Network Solutions