3650 km bałkańskiej włóczęgi - Dzień drugi

18. 11. 12
posted by: Sebastian
Odsłony: 13510

Spis treści

Dzień drugi:

Dziś nigdzie nie jedziemy

Wieczorem ustaliliśmy, że w sumie to jeden dzień zostaniemy, popływamy w Balatonie i ogólnie luz. Z samego rana już słyszę poburkiwanie z daleka - mhm, grzmi. Mam to w sumie w dupie, odsypiam tą wczorajszą jazdę w upale a potem bez świateł. Jakoś się rozeszło. Śniadanko, chill do czasu aż sie nie zrobi na tyle fajnie, żeby na spokojnie wbić do wody. I jest. Słoneczko wylazło. Woda myślałem, że będzie ciepła w cholerę, ale była zwyczajnie ciepła. Aż wyłazić się nie chciało. 

Balaton węgry

Przyspieszony kurs okopywania namiotu

Dobra, trza jednak wyjść. Idziemy ogarnąć miasto, jakieś alko na wieczór, może szamę. Niestety miejsce, w którym ten moloch campingowy leży, w zasięgu buta nie ma zbyt dużo ciekawego do zwiedzania (poza tesco), do tego nadciąga jebitna burza, wypatrzona na radarach blitzortung. Niezły armagedon, ale zdążyliśmy wrócić z płynnym złotem. I winem. Nawet jeszcze zdążyliśmy zrobić zdjęcia nadciągającej burzy z południa. To co chwilę później się działo, to już całkiem spektakularny Wietnam. Najpierw deszcz, wiatr, potem jeszcze grad. Burza to swoją drogą. Najgorsze, że wyschnięta ziemia nie ciągnie wody i w przedsionku zaczyna się potop. W namiocie jeszcze sucho, ale nie wygląda to dobrze. Na szczęście dość szybko poszła. Dla spokoju obczajamy znowu radary i nie jest dobrze. Idzie prosto na nas druga, dużo większa, a mapa wyładowań doziemnych nie pozostawia złudzeń - będzie jazda. Na imprezę wpada ok 19. Z miejsca robi się ciemno prawie jak w nocy, na szczęście zdążyłem wykopać melioracje, która skutecznie odprowadzała wodę do sąsiada. Szczyt inżynierii hydrotechnicznej odjebany kawałkiem listewki.

Węgry camping

Tylko na sklecenie piorunochronu nie starczyło czasu, tak leżeliśmy sobie w namiocie z pół godzinki, otoczeni piorunami walącymi z każdej strony, po braku odstępu między uderzeniem a grzmotem i sporadycznym piszczeniem w uszach, przypuszczam, że było całkiem blisko kilka razy. Ale w końcu i druga sobie poszła, teraz można na spokojnie dopić browary i pomyśleć nad trasą na kolejny dzień. A trzeba przestrzelić przez Chorwację do Bośni. Korzystając z neta szukamy jeszcze campingu w okolicy, którą chcemy osiągnąć wieczorem, żeby uniknąć szukania spania w nocy. Aha, byłem jeszcze zapłacić za camping dzisiaj. Dwie osoby, dwa dni, moto i jeden namiot - cena z camping 15 620 forintów. Najdroższy nocleg ever. Czas spać.

pole namiotowe węgry

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież


Powered by JS Network Solutions