Drukuj

Bieszczady jesienną porą 2013

14. 05. 16
posted by: Sebastian
Odsłony: 5189

    Poniższa relacja, to opis mojego ostatniego dłuższego wypadu jesienią 2013. Dokładniej-wyjazdu w Bieszczady w dniach 3-5 października. Zawsze latałem w biesy wiosną, chciałem tym razem zobaczyć je również jesienią, w dodatku w tym roku wiosną nie udało się odwiedzić tego pięknego miejsca, więc motywacja do październikowego wyjazdu podwójna. Mimo, że trip planowany od dawna,tak naprawdę całkiem na spontanie. Niestety pracuje za granica i w Polsce jestem tylko weekendowo...

 

     Tym razem trafił się akurat trochę dłuższy weekend wiec mimo, że wróciłem w środę w nocy,rano w czwartek pozałatwiałem na szybciocha swoje sprawy, założyłem stelaże, spakowałem graty na szybko, z serwisu przed jazda starczyło czasu tylko na kontrole i smarowanie łańcucha. Mimo wszystko, ok godz. 11 ruszyłem w trasę. Nie lubię autostrad,wiec poleciałem standardowo na Wodzisław Śląski, Pszczynę, w Wadowicach wskoczyłem na drogę nr 28, udało się trafić nawet na znośnie mały ruch. Co tu dużo mówić, kto jechał ta trasą wie,jakie po drodze są widoki,tym którzy jeszcze nie jechali,polecam.Niestety nie całą trasa idzie płynnie,między Rabka a Nowym Sączem sporo sfrezowanych odcinków i budów, za rok miejmy nadzieje będzie lepiej. Szczególnie na frezach cebra z kompletem sakw dość niepewnie się prowadziła,ale co tam,później było już lepiej,do czasu... Celem podróży i noclegu (wspomniałem, że nawet na necie nie sprawdziłem gdzie można by się przekimać?) jest Cisna, więc widząc, że zaczyna się ściemniać, chcąc skrócić trasę w Jaśle skręcam na drogę nr 922 na Nowy Żmigród i Dukle.
    Zaczyna się robić coraz ciemniej,temperatura powoli schodzi poniżej zera. Rzut oka na licznik, szacuje, że paliwa wystarczy spokojnie jeszcze na jakieś 70-80 km, na mapie widzę zaznaczone stacje, nie tankuje, myślę zatankuje w okolicach Dukli-błąd... Czy dobrym pomysłem było skręcenie z 28-mki i olanie tankowania w Jaśle zastanawiam się do dziś. Dojeżdżam do Dukli,po drodze nie znalazłem stacji,może po prostu przegapiłem. Skręcam na Cisną w drogę nr 897,już totalnie w ciemności i z temperatura ok 2-3 stopni na minusie. Po kilku kilometrach zacząłem mieć wątpliwości, czy dobrze zrobiłem jadąc sam. Jade nocą, kto był w Bieszczadach wie jakie ciemne są tam noce, drogą, na której przez 60km spotkałem ledwo kilka aut, odstępy miedzy miejscowościami (malutkimi) czasami wynoszą kilka-kilkanaście km, wokół same lasy i pola, przez większość czasu nawet nie widać świateł w oddali. Optymizmu dodaje minusowa temperatura,ok 250km na liczniku od ostatniego tankowania i znaki typu "Zwolnij Rysie", "Zwolnij Wilki". Z nadzieja na tankowanie dojeżdżam do Komańczy, niestety, tamtejsze stacje nie są całodobowe a jest już po 20:00. Pytam dwóch młodych chłopaków ile jest do Cisnej-odpowiadają: ok 30km.Świetnie, 30km odludziami, w nocy, na oparach paliwa i drogami delikatnie mówiąc słabej jakości (łata na łacie a w łacie dziura). Mam tylko nadzieję, że się mylą i jednak będzie bliżej, nic z tego... W końcu jednak ok godz. 20:30 docieram do Cisnej, czas na kolejne schody-szukanie noclegu.

 

    Po ciemku znajduje pierwszy cel-Bacówka Pod Honem, wdrapuje się moją cebra po stromej kamienistej drodze,by na miejscu dowiedzieć się,ze nie ma wolnych miejsc,trudno,szukam dalej. Wjechać było w miarę łatwo,zjazd po drodze usypanej z kamieni wielkości połówek cegieł dla cebry nie jest łatwy,ale udaje się bez gleby. W końcu coś znajduje, jest wolny pokój,ale 4 osobowy, muszę zapłacić minimum za 3, za drogo. Szukam dalej, dzwonie, odbiera jakaś kobieta, wydaje się trochę niezadowolona, że dobijam się o tej porze, ale jest pokój za rozsądną kasę ,podjeżdżam. Okazuje się że pani dość uprzejma,tylko wyciągnąłem ja telefonem z łóżka, tez bym się wkurzył :D W końcu stawiam szpeja w bezpiecznym miejscu, biorę graty,szamam resztę jedzenia, prysznic i kima,na więcej nie ma siły.

   Ranek budzi mnie rześkim powietrzem za oknem, szronem i temperatura -6 stopni,pięknie jest. Wyruszam na poszukiwanie jakiegoś śniadania po okolicznych sklepach, zwiedzam zaspane jeszcze miasteczko. Oto co zobaczyłem rano,gdy zajrzałem do mojej towarzyszki podróży:

 

 

 


    Mimo wszystko, po śniadanku zaczynam się wbijać w ciuchy na moto, ok 9 chce wyruszyć by zobaczyć Biesy jak się budzą. Jest 8,30,schodze na dół, wyprowadzam cebre na słonce żeby szybciej pozbyc się szronu, grzeje silnik, ok 9 ruszam, mimo że temperatura dalej nie wzrasta.  Na wylocie z Cisnej tankuje i lece na Ustrzyki Górne,dalej na Lutowiska. Tam zjeżdzam na troche offroadu by zobaczyć kolejne piękne widoki :




 

 Wracam na asfalt, lecę na Czarną Górna, wjeżdzam do miejscowosci, mijam ciekawa bramę z wkomponowanymi dwoma motocyklami i baner Bieszczadzka Przystań Motocyklowa. Jeb w heble,wracam.Wjeżdzam do środka,zatrzymuje sie przed otwartym garażem. Wyskakuje z niego Marek z tekstem: Siema! Aleś se ku*wa pogode do jazdy znalazł,-5*! Napijesz sie kawy?! Cięzko odmówic, jak przystalo na motocyklistow pijemy w garażu,gadamy o moto,dostaje ogrom wskazówek gdzie pojechać, z których chetnie korzystam.Na koniec dostaje przykaz, że jak jutro będe wracać mam z rana wpaśc jeszcze na kawe obowiązkowo.Nic,jade dalej poleconą trasą, na szybowisko w Bezmiechowej,droga piękna a widoki na szczycie nie do opisania,zdjęcia nie oddaja uroku tego miejsca.

BPM

Szybowisko


 


    Wracając zaglądam nad Solinę, jem też obiad przy zaporze,kupuje pamiatki i lece dalej sie włoczyć. Smigam w okolicach Terki, lece na cmentarz w Baligrodzie.Po drodze zwiedziłem też odbudowana Cerkiew w Łopience, kolejne 2,5km offroadu,po drodze mijam ludzi wypalajacych węgiel drzewny. Warto było się przemeczyć ten kawałek,miejsce ma swój urok. Obok cerkwi spotykam dwóch starszych panów,zaraz jak podjechalem serdecznie sie witaja, pytaja o trase, skad jade, polecaja co zobaczyc,wspominaja jak to kiedys sie na WSK smigalo, kolejni pozytywni ludzie. Powoli późno się robi,wracam na mieszkanie.Ogarniam sie na szybko,jest ok 18,00.A wiadomo,ze bedac w biesach nie można nie odwiedzić Siekierezady. Wszystko zajete,siadam przy barku,z czasem przysiada sie kilka osob,siedzimy przy piwku i do późna wspominamy nasze przygody.

    Niestety po nocy nadchodzi sobota,dzień powrotu. Pakuje graty, jem sniadanie, zdaje pokój,moto zastaje tak samo oszronione jak dzien wczesniej, ta sama procedura, słonce, grzanie pieca.W miedzyczasie podbija starszy Pan,jak sie okazalo tez ze Śląska, krótka pogawędka, życzenia szerokiej drogi,siadam na moto,jade dalej.Mimo,że nie mam po drodze jak obiecalem odwiedzam Marka i Marte. Zsiadam z moto,sciagam kask, Marta juz mnie wita i zaprasza do środka.Jak sie okazalo gospodarze cholernie gościnni,nie znałem wcześniej tak pozytywnych ludzi, miała być kawa,a okazuje sie że dodatkowo czeka na mnie ogromne ciacho i swieze bułki wraz z tekstem,ze dopóki mnie nie nakarmią i nie ubiorą, to nie wypuszcza, no nic,nie mam wyjscia :D Dziekuje za gościne,kupuje koszulkę z logo BPM,konsultuje trase z Markiem i postanawiam wracac przez Słowacje. Na stacji kupuje jeszcze mapę Słowacji i przez granice w Barlinku wjeżdzam do wspomnianego kraju.Widoki piękne,drogi dobre.Jedynie w oczy rzucaja się chordy cyganów taszczacych drewno z lasu.Lece drogą 77,w miejscowosci Spisska Bela skrecam na 67 i wjeżdzam do Polski w Bukowinie.Reszta trasy to juz standard,wracam przez Bielsko i ekspresówka do Cieszyna.Zmęczony,zmarzniety ale zadowolony.Wyjazd nie był latwy, nie bylo czasu sie nawet spokojnie spakować, bylo zimno, jedna pani passatem próbowała mi skrócic trase, ale mimo wszystko było pięknie,piękne widoki,kilku nowych wspanialych ludzi poznanych,ok 1300km po fajnych winklach.Cebra bez zadnego przygotowania spisała sie jak na Honde przystało-perfekcyjnie.
Pare foto:

 

 























Wiadomo,że to tylko namiastka przeżyć i widoków z wyjazdu, ale mam nadzieje że kogoś zainspiruje do wyjazdu w biesy...

 

Sebastian Migus

 



 

 

Save

Save