Litwa, Łotwa, Estonia - Szlakiem pustych plaż - Dzień drugi

20. 01. 07
posted by: Sebastian
Odsłony: 14538

Spis treści

Dzień drugi

Kolejny dzień z piękną pogodą na horyzoncie. Leniwie wytaczamy się z namiotów, na najlepszą poranną kawę. Najlepsza to taka z kuchenki turystycznej, wiadomo. Dziś śniadanie w warunkach all inklusive, mamy stół. I ławy. I nawet dach. Ostatnie w sumie nie potrzebne. Wszystko to mało istotne, przed nami czyste jezioro kuszące rześką wodą, która pomoże wygonić resztki snu, z którymi nie poradziła sobie kawa. Jest baja. 

mazury jezioro

Niestety nie można pływać bez końca, trzeba dziś zrobić trochę kilometrów po kraju, który zasadniczo jest nam całkiem obcy.

Te kilometry to oczywiście jak ogarniemy linkę sprzęgła w bladym. 

Prosta robota, ale upierdolić tą linkę tępymi kombinerkami nie łatwo. Tak żeby się nie strzępiła, nie wystawała i nie blokowała w klamce, co by powodowało jej szybkie pękanie trzeba się nakombinować. W końcu mamy drugie moto w pełni sprawne, można się pakować i ruszać dalej.

Naprawa

Na Litwę zamierzamy wjechać przez Wiżajny, po drodze omijając główne, ruchliwe drogi. Po wczoraj mamy dość ciężarówek i śpieszących się rodzinek na wakacjach. Granica sama w sobie gdyby nie wąska droga i niskie prędkości mogłaby umknąć naszej uwadze. Zwyczajnie: dup, szyld, gorszy asfalt i jesteśmy na Litwie. Przygraniczne miejscowości to faktycznie trochę skansen, po chwili mijamy muzealne okazy traktorów, kombajnów i aut starszych od nas. Nie jest to może trzeci świat, ale widać wyraźnie, że region na mamonie nie śpi. 

Uderza w nas od razu pustka na drogach, w miasteczkach, na wsiach rolnicy jeszcze generują jako taki ruch. Składamy to początkowo na dzień tygodnia, być może w niedziele mają wszystko w poważaniu i siedzą z browarkiem przed TV. Nie ma co drążyć, przyjemnie się tak jeździ. Sporadycznie mijane auta jeżdżą bardzo kulturalnie i do bólu przepisowo a ruch w miejscowościach jest spowalniany prze podniesienie drogi na wjeździe, przejściach, wyjeździe z miejscowości i w bardziej niebezpiecznych miejscach. Czasami możesz się zagapić - wtedy dostaniesz wesołego strzała z zawieszenia - proste i skuteczne, dużo mniej irytujące jak leżący policjant. 

Czas na pierwsze tankowanie i szukanie obiadu. Jedno i drugie przychodzi bez większego problemu, przy okazji pierwszy kontakt z cenami jedzenia czy paliwa - o ile paliwo startuje na Litwie od ok 1.15 Euro do ponad 1,35 w Estonii tak ceny w restauracjach nie są specjalnie wyższe niż u nas. Na pierwszy obiad za granicą postanawiamy spróbować lokalnego specjału, czyli pizzy. Dobra, tania (ok 5 euro) ale gdzie regionalna? A no w rzici. Trafienie do restauracji po trasie, która serwuje tradycyjne potrawy graniczy z cudem, bez kluczenia po dużych miastach prawdopodobnie można zapomnieć.

Posileni ruszamy w kierunku Bałtyku, chcemy znaleźć ciekawe miejsce na nocleg, najlepiej na dziko. Puste drogi pozwalają na cieszenie się nawijanymi kilometrami, chociaż Karolek z licznych szutrów wydaje się nie być do końca zadowolony, wszak blady enduro raczej nie jest. Szukając noclegu zwiedzamy kilka nadmorskich miejscowości, które w odróżnieniu od naszych po prostu są w pobliżu morza,ale z turystyką i noclegami niewiele mają do czynienia. 

szutry Litwa

Po kilku kilometrach tułaczki szutrową drogą docieramy do miejscowości Svencele. Pierwsza próba znalezienia noclegu - ośrodek kitesurfingowy - licytujemy się kto ma iść się pytać - jak zwykle słyszę "idź ty". To idę. Barman po angielsku śmiga pięknie, ale w recepcji, do której mnie pokierował żywej duszy, telefon również nie odpowiada. Zawijamy dalej. Kolejne miejsce, próbujemy na dziko, piaszczystą drogą zakotwiczyć nad brzegiem. Wątpliwości budzi położenie gdzieś w ostoi ptactwa i parku narodowego. Wracamy, ostatnia szansa to mijany ośrodek wypoczynkowy kawałek wcześniej. Niestety kempingi zaczynają się wg google maps dopiero nad Kłajpedą.

W końcu udaje nam się rozłożyć kosy na dłużej, ale jak na spanie pod namiotem, tanio nie jest. 15 euro za namiot. Cóż, nie ma nic lepszego w okolicy. Na szczęście pyszne piwo w znośnej cenie - chyba 3 euro na miejscu (najtańsze piwo w markecie kosztuje 1.15-1.30 euro) co na standard lokalu nie jest mega przebitką. Na pocieszenie mamy tylko dla siebie bardzo wygodny domek- łaźnię z prysznicem, ciepłą wodą i sauną. I miliony komarów na jej drzwiach. Chętnie korzystamy, po czym powoli czas zmykać do namiotów - wieczorny chłód i lekki deszcz nie zachęca do siedzenia na zewnątrz.

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież


Powered by JS Network Solutions