3650 km bałkańskiej włóczęgi - Dzień Czwarty

18. 11. 12
posted by: Sebastian
Odsłony: 13526

Spis treści

Dzień Czwarty

"Jedziemy do Sarandy!"

Poranek patrząc przez pryzmat minionego wieczoru podejrzanie łatwy, łeb nie boli, wstać można, jest dobrze.I rześko. Po moim rumuńskim trybie podróżowania niewiele pozostało. O godzinie, o której teraz wstajemy, byłem już zazwyczaj w trasie, czasami od godziny. Znaczy się o 8 rano. Teraz cieszymy się, jak wyruszymy przed dziesiątą. Albo tylko trochę po. Ekipa Żukietty powoli zaczyna już upychać swoje obozowisko na dachu czerwonego perszinga, my jak reporterzy przed startem dakaru czekamy na odjazd z aparatami w dłoni. Znaczy się u nas to zasadniczo Anka odpowiada za pstrykanie fot. Jurek drajwoholik zagnieździł się już za kierownicą, żegnamy się z ekipą z Chojnowa. Żuczek dziarsko wyjeżdża z kempingu pod stromy podjazd. Na dwójce. Szacun. Mam nadzieję, że udało im się po drodze oderwać Jurka z fotela kierowcy. Inaczej wieczorem byli w Sarandzie. Bez przerwy na sikanie. 

Pole namiotowe Bośnia

Składamy też i nasze obozowisko. Idę zapłacić. Oprócz wesołego Bośniaka  wita mnie buldog francuski. Znaczy coś tam szczeka i warczy, ale pies bez pyska raczej nie ma czym cie ujebać. Rozmawiamy chwilę, łapię kilka praktycznych porad jak nie zabić się na ich drogach ( gość kiedyś latał dużym zygzakiem), płacę i spadam. Ekipa z Żuka chce dolecieć w okolice Kotoru, my przewidujemy na dziś metę w okolicy Mostaru

camping Banja Luka

Mostar. Ciekawe te kontrasty

Po udanym wyjeździe i nie przywaleniu kufrem w bramę ciśniemy przez piękny kanion wzdłuż wijącej się w dole rzeki Vrbas ( miejsce, które naprawdę warto zobaczyć w Bośni), przez góry i małe wioski, sporadyczne tunele w skale. Nigdy o nim nie czytałem, trafiliśmy tu właściwie przypadkiem i polecam Wam serdecznie. Jest ładnie, jest gdzie się przespać, asfalt też fajny. jak dobrze pamiętam, to droga M16 na Bugojno, później Jablanica, Potoci i Mostar. Po drodze zatrzymujemy się na tankowanie gdzieś w górach. Generalnie tu królują Golfy II i stare mercedesy. Łapiąc chwile odpoczynku widzimy jak podjeżdża stara beczka. Jeden reflektor brakuje, poobijany, spod resztki zderzaka wystaje świeżo przybrana kępa trawy. Na dodatek hamulce ma perfekcyjne - żeby się nie stoczył, zwyczajnie zaparł go skręconymi kołami o krawężnik. Tablice to też zbędny balast, a jak wiadomo, masa wrogiem przyspieszenia. Na obiad zatrzymujemy się w Mostarze. Miasto jakoś dupy nie urywa, zmieszane laski w szortach czy mini i duuużych dekoltach kontra te w workach na śmieci. Nowe budynki czy lokale w tle lub pod tymi, które jeszcze są zgliszczami lub sitem po kontakcie z 7,62.  Ceny w sumie jak w polszy. Apropo płacenia jeszcze, w Bośni albo euro albo ichniejsza Marka Zamienna, kartą raczej nie zapłacicie w restauracji (stacje benzynowe bez problemu), przelicznik mają z euro dobry, za to z bankomatami trzeba uważać, bo niektóre mają złodziejską prowizję! Niestety próbując w osiedlowym sklepie obok uzupełnić zapasy śniadaniowe udaje mi się upolować tylko chleb i wodę. Z konserwami czy podobnym prowiantem niestety słabo.

Żukietta Chojnów
Żukietta z Chojnowa

Korzystamy z wifi w restauracji, Anka wyniuchała kilka campingów w miejscowości Blagaj, gdzie jak się okazało jest ich masa. Obieramy na cel Autocamp Blagaj. Tak obczajając jeden za drugim w końcu wracamy się do początku miejscowości i jedziemy sprawdzić ten Autocamp. Wita nas jakiś starszy nachalny naganiacz, ale wjeżdżamy dalej. Camping generalnie nastawiony na niemieckie campery. Wychodzi do mnie podstarzała blondi z dość poważnymi brakami w uzębieniu. Rozumie po polsku, odpowiada po swojemu. Generalnie ładnie, jest barek, kible, rzeka i rowerki wodne na dole, ale ceny dość wysokie i generalnie ciasno, możemy się rozbić między camperami, albo taniej, za 10 euro w kamienistych krzakach za płotem, gdzie do kibla i barku jest z 200m i nikt niczego nie pilnuje. Jakoś słabo. Wracam się ze 200m sprawdzić wcześniej mijany camping. I bingo. Za 10E, za 2 osoby mamy praktycznie pusty, kameralny kamping, również jest barek, w dole piękna rzeka z lodowatą wodą, toalety nóweczki, czyściutkie, pachnące i bez cienia fuszerki, prąd i święty spokój. I bardzo miły właściciel, który lubi ludzi z Polski. Mówi, że w sumie dużo pija, ale wszystko im się podoba i nie marudzą jak Niemcy czy Francuzi.

Camp Grotta
Camping Grotta

Piwo z muezzinem w tle

Korzystając z okazji, że Anka pod prysznicem dosiadam się z piwkiem do Bośniaka i Bajeroka, pogadać po niemiecku. Nie ma lepszego sposobu na szlifowanie obcych języków. Dzień zamyka kolejna partia ludzi z Polski w ilości sztuk trzech, ale już bez integracji. Siedząc tak wieczorkiem z butelką lokalnego piwa, z zawodzeniem muezzina w tle, czuję się jak ci goście z amerykańskich filmów z lat '80 siedzący w jakiś Bangokach, Wietnamach czy innych Irakach pijący browar w dusznych hotelach.Czas spać. 

Kamping Mostar

Dodaj komentarz


Kod antyspamowy
Odśwież


Powered by JS Network Solutions